Co wybrać, aby wygrać? – analiza numerów startowych

Nowy sezon Speedway Grand Prix przynosi ze sobą absolutną nowość, którą są piątkowe kwalifikacje. Zawodnicy powalczą w nich o pierwszeństwo wyboru numeru startowego. Najszybszy z żużlowców będzie miał najszerszy wachlarz możliwości. Na który z szesnastu powinien się zdecydować, a którego unikać?

Kapitalną analizę wartości numerów startowych przeprowadził kiedyś Hucik. Artykuł, który powstał już ponad 3 lata temu, możecie nadal przeczytać na portalu PoKredzie.pl. Postanowiłem odkopać stare zapiski brata, zaktualizować je i sprawdzić jak liczby prezentują się przed inauguracją sezonu 2019.

Dane do analizy zostały zebrane ze wszystkich rund zasadniczych turniejów Grand Prix od sezonu 2005. Jak widać na powyższym obrazku, na czele nadal znajduje się numer 13 (rozkład jazdy: 4D-5A-12A-14B-19C), który już szósty rok z rzędu zanotował średnią powyżej 1,500 pkt/bieg. Na drugim miejscu mamy dwunastkę (3D-8C-10A-13B-19B), która była zdecydowanie najlepsza w ubiegłym sezonie (m.in. Laguta w Toruniu i Zmarzlik w Teterow). Dopiero na siódmym miejscu znajduje się jedynka (1A-5B-9C-13D-17A), która jednak notuje bardzo dobre wyniki w ostatnich latach.

Każdy z zawodników liczy na udany początek turnieju. W tym przypadku nie ma lepszej recepty od numeru 1, który daje 2,0 pkt/bieg w pierwszej serii startów. Bardzo dobrze w tej statystyce prezentują się także #5 i #10, które także oferują początek zawodów w czerwonym kasku. Dopiero czwarty wyścig zmienia tę zasadę, wtedy bardziej opłaca się start spod bandy.

Celem minimum większości zawodników jest awans do półfinałów. Tych najwięcej w historii umożliwiła trzynastka, dająca statystycznie 57% na przebicie się do decydujących wyścigów. Minimalny gorszy wskaźnik zanotowały numery 8 i 12. Ciekawiej wyglądają liczby po drugiej stronie. Zawodnicy powinni strzec się czwórki – tylko 38% zawodników cieszyło się z półfinałów, jadąc w układzie 1D-8A-12B-16C-20D.

Chris Harris nie wrócił jeszcze do cyklu Grand Prix, ale nadal pozostaje ostatnim zawodnikiem, który wygrał rundę zasadniczą, mając dziesiąty numer startowy. Stało się to już prawie 9 lat temu w Gorican. Tymczasem jeszcze w tym sezonie do dwudziestego zwycięstwa powinien dobić numer 13. Takiej skuteczności nie mamy, jeżeli weźmiemy pod uwagę końcowe triumfy w turniejach, gdzie identyczny wynik ma m.in. #4. Statystycznie najczęściej po wygraną sięgali żużlowcy, którzy wyjeżdżali po raz pierwszy na tor w czwartym wyścigu.

Nieszczęsna „czwóreczka” nie musi być tragicznym wyborem w kontekście Warszawy, w której Fredrik Lindgren i Maciej Janowski triumfowali w rundzie zasadniczej. Dopiero zeszłoroczny start Jasona Doyle’a zakończył się rozczarowaniem. Komplet awansów do półfinałów dawały na PGE Narodowym numery 7, 10 i 14.

Na koniec zobaczmy, jak zawodnicy wspominają starty z danym numerów startowych. Tutaj już panuje większy bałagan. Tai Woffinden czuje się świetnie z #12, Bartosz Zmarzlik z #3, ale także nieźle wypada z #4. Imponująco wygląda Emil Sajfutdinow z #13 i Jason Doyle z #14. W przypadku części zawodników brakuje jeszcze danych, aby móc wyciągnąć jakieś wnioski.

Statystyki mogą pomóc zawodnikom w wyborze właściwego numeru startowego, ale ważne będą również same odczucia żużlowców po treningu i kwalifikacjach. Jeśli miałbym jednak podjąć decyzję w oparciu o powyższe analizy, to zdecydowałbym się na #13. Dla przesądnych sugerowałbym pójście o jedno „oczko” w górę lub w dół. Szczęśliwa powinna być również „siódemka”, a bezpiecznym posunięciem byłoby także wybranie #1. Zawodnikom, którzy szukają wyzwań proponuję numery 2, 3 i 4. Ten ostatni lubi Warszawę, więc czemu nie?

Facebook Comments Box