Pięknie, ale nudno – przed rundą w Krsko

Sobotni wieczór będzie prawdziwą próbą dla żużlowych kibiców. Druga runda Speedway Grand Prix w Krsko będzie bowiem kolidowała z finałem piłkarskiej Ligi Mistrzów.

Słoweńska runda nie ma dobrej reputacji, a przemawiają za tym też liczby. W sezonie 2018 oglądaliśmy tam tylko 6 mijanek, a więc średnio jedną na cztery wyścigi(!). Rok wcześniej zanotowaliśmy ledwie jedno wyprzedzenie więcej. W obu przypadkach dało to ostatnie miejsce w klasyfikacji całego sezonu. Fani, którzy już postanowili, że o 21:00 przełączą się na transmisję z Madrytu, mogą mieć nadzieje, że Phil Morris ponownie przeprowadzi ekspresowe zawody i w przeciągu dwóch godzin uda się zobaczyć jak najwięcej wyścigów.

Ograniczone możliwości walki na dystansie powodują, że istotną rolę w sobotnich zawodach będą odgrywały pola startowe. Najbardziej dominujący w Krsko jest Tor A, z którego wygrano 50 z ostatnich 115 wyścigów. Warto jest więc powalczyć w kwalifikacjach o możliwość jak najlepszego wyboru. Zadanie będzie ułatwione, bo w piątkowy wieczór szóstka uczestników będzie jeszcze rywalizować w PGE Ekstralidze (Woffinden, Janowski, Lambert, Zmarzlik, Doyle, Iversen).

Piątkowe próby w Warszawie pokazały, że ogromne znacznie ma już sam trening, który decyduje o kolejności startu w kwalifikacjach. Najlepsze czasy na PGE Narodowym wykręcili Matej Zagar i Jason Doyle – obaj wyruszali na pomiarowe okrążenia po równaniu, które zaplanowano przed pierwszym i ósmym przejazdem. Australijczyk był najwolniejszym zawodnikiem na treningu, ale wystartował w kwalifikacjach jako pierwszy, przegrywając w nich tylko ze Słoweńcem. Ciekawe, czy już w Krsko będziemy świadkami kombinacji podczas treningu oraz jak zostanie rozwiązana kwestia równania.

Na pięknie położonym stadionie Matije Gubca rozegrano już dziesięć rund zasadniczej, zatem zebrało się już sporo materiału do analizy. Historycznie najlepszą średnią ma numer 15, która dał średnią 1,840 pkt/bieg i 80% szans na jazdę w półfinale. Korzystnie wyglądają również 12 (1,820|50%), 11 (1,760|80%) i 9 (1,740|60%). Na drugim biegunie ponownie numer 4, z którego tylko Scott Nicholls i Troy Batchelor uzyskali awans do dalszej fazy (w obu przypadkach z ósmego miejsca). Antonio Lindback udowodnił w Warszawie, że ta „czwórka” nie jest taka zła, jak przedstawiają ją liczby. Wydaję mi się jednak, że trafi ona tym razem do jednego z zawodników, którzy przegapią piątkowe przygotowania.

Facebook Comments Box
.